literature

BFT Host Club - Rozdzial siodmy

Deviation Actions

namelessyuki's avatar
By
Published:
1.2K Views

Literature Text

Rozdział siódmy

Francis patrzył, jak dwóch ostatnich klientów tego dnia wstaje od stolika i wspólnymi siłami rusza w stronę drzwi. Po chwili jednak ten Anglik – Arthur, jak pamiętał, krzyknął coś o zostawionej przez niego torbie, odsunął się od trzymającego go przyjaciela i zataczając się wrócił do stolika, pod którym rzeczywiście leżała pozostawiona rzecz. Już po chwili Arthur z triumfem uniósł torbę, którą ozdabiały naszywki z nazwami jakichś zespołów i w chwale chciał wrócić do Feliksa. Jednak złośliwe krzesło, stojące na jego drodze, sprawiło, że upadł. Salę wypełniły przekleństwa nakrapiane brytyjskim akcentem. Francis chciał podejść i pomóc wstać niezdarnemu pijakowi, jednak wyprzedził go Feliks, który, otwarcie śmiejąc się z Anglika, jakimś cudem pomógł mu wstać, samemu się przy tym nie przewracając. Ponownie ruszyli do wyjścia. Tym razem udało im się minąć próg i odejść w noc, zostawiając hostów samych.

Gilbert dziwnym wzrokiem wpatrywał się w drzwi, za którymi zniknęli blondyni. Zauważył to Antonio, który z szerokim uśmiechem uwiesił się ramieniem na albinosie.
- Coś nie tak, Gil? - zapytał.
- Wydaje mi się, że skądś go znam... - mruknął w odpowiedzi Gilbert.
- Którego? - spytał, jak zawsze głodny nowych informacji Francis.
- Tego blondyna.
Wszyscy poza Prusakiem roześmiali się.
- Ale oni oboje byli blondynami – zauważył bystro Antonio.
Gilbert zastanowił się przez chwilę.
- Nie tego punka, tylko tego z dłuższymi włosami – wytłumaczył.
- Chodzi ci o Feliksa? - dopytał opierający się o Ludwiga Feliciano. Gilbert, słyszący za sobą głos, gwałtownie się odwrócił.

- Tak! O niego... Czekaj! Feliks? - Albinos przejechał dłonią, mierzwiąc swoje włosy. - Tylko skąd ja go znam?

Pomocny okazał się Francis.
- Czy nie tak nazywał się ten słodziak, którego przeleciałeś, dałeś mu swój numer telefonu, a on nie zadzwonił? - Francis wyciągnął spod baru paczkę papierosów, odpalił jednego i zaciągnął się. Nie palił zbyt dużo, ale lubił to robić. Takie przyzwyczajenie z czasów liceum.

Gilbert pokiwał głową.
- Tak, to musi być on. Jak śmiał nie oddzwonić? - Zranionym wzrokiem Prusak spojrzał na wszystkich w sali, jakby oni wiedzieli, co siedzi w głowie jego jednonocnej przygody. Gilbert czuł, że jego duma została zraniona. Jak ten Polaczek mógł odmówić kolejnemu seksu z zagilbistym nim? Ta zniewaga krwi wymaga! Gilbert wręcz musiał coś zrobić, by pokazać temu Feliksowi, jak wielki błąd popełnił, dlatego momentalnie zadecydował, że za wszelką cenę musi przelecieć go ponownie.

- Francis, nie masz może jego numeru? - spytał przyjaciela, wiedząc, że ma kontakt z większością klientów. Jednak Francis pokręcił głową.

- On nie jest stałym klientem. Właściwie, to trafił tu na prośbę Eli, skąd miałbym mieć jego numer?
- Nie... masz? - spytał słabo Prusak, gdy dotarło do niego, że nie będzie mógł zrealizować swojego wspaniałego planu, którego jedyny punkt brzmiał „Pokazać, kto tu jest najzagilbistrzy.".
Przez chwilę w sali panowała cisza. Słychać było tylko coraz mocniejsze poklepywanie placów Gilberta przez rękę Antonia. Hiszpan zapewne uważał, że to może kogoś pocieszyć, jednak obserwujący to Ludwig stwierdził, że jest to sposób, którego jedynym zadaniem jest nabicie siniaków.

- Ja mam jego numer – odezwał się wesoło Feliciano, wyciągając z kieszeni wymięty kawałek papieru. - Zapisał mi go, bo... no bo... nie wiem dlaczego, ale mam go – zachichotał.

Gilbert z namaszczeniem wziął kawałek papieru z ręki Feliciano, rozprostował go i już po chwili, w pełnym skupieniu, przepisał dziewięć cyfr do swojego telefonu. Kartka powróciła do rąk Włocha, a Gilbert już chciał zadzwonić pod nowo zdobyty numer, jednak powstrzymał go Francis.
- Myślisz, że to dobry pomysł? Przecież widziałeś, w jakim jest stanie. W tym czasie pewnie nawet nie pamięta swojego adresu, myślisz, że skojarzy chociaż, kim jesteś?

Gilbert spojrzał na przyjaciela, wytężając szare komórki. Po chwili telefon wrócił do kieszeni.
- Skontaktuję się z nim innym razem.

~~*~~*~~*~~*~~*~~
Arthur stanął na niestabilnym taborecie, uciszając swój zdrowy rozsądek, przypominający, jak może skończyć się spadnięcie z niego. Złapał się jednak dla pewności jedną ręką regału. Uniósł drugą dłoń do góry i z irytacją zauważył, że książka, której próbował dosięgnąć, była zbyt wysoko. Kto to widział, by regały w sklepie były aż tak wysokie? Wzdychając, szybko ocenił, że stołek, na którym stał, powinien wytrzymać jego ciężar i nie przewrócić się. Stanął na palcach, wyciągając się w górę, jak najwyżej mógł. Złapał za brzeg grzbietu upragnionej książki, gdy ze zgrozą zauważył, że przeliczył się i taboret jest jednak zbyt niestabilny na takie akrobacje. Arthur poleciał do tyłu. Przestraszony, odruchowo zamknął oczy, przygotowując się na niezbyt przyjemny upadek. To nie było to samo, co wypadnięcie przez okno z drugiego piętra, ale wciąż mogło być bolesne. Jednak nie uderzył o podłogę, bo zderzył się z czyjąś klatką piersiową, a silne dłonie pomogły mu utrzymać się w pionie.

- Powinieneś bardziej uważać, Arthur – wymruczał wybawiciel wprost do jego ucha. Arthur wyrwał się z uścisku i zażenowany odwrócił przodem do mężczyzny.

- Dziękuję – mruknął. Otworzył szerzej oczy, przyglądając się temu, kto go uratował przed upadkiem. W pełnym, jasnym świetle dnia, z włosami związanymi w kucyk wyglądał inaczej, ale Kirkland był pewien, że to był host z klubu, w którym był wczoraj z Feliksem. No i to wyjaśniało, skąd by obcy mężczyzna znał jego imię. - Francis, prawda?

Francis pokiwał głową i zachichotał.
- Nie spodziewałem się, że będziesz mnie pamiętał – przyznał. - W rzeczywistości, zastanawiałem się, czy uda wam się wrócić do domu. Już dawno nie widziałem, by ktoś był tak pijany.

Policzki Arthura pociemniały. Zacisnął zęby, czując się coraz bardziej zażenowany. Szczerze mówiąc, gdy wracali z Feliksem do ich mieszkania, w jakiś sposób źle skręcili i błąkali się po mieście przez godzinę, śmiejąc wariacko i śpiewając dziwne połączenie angielskich i polskich piosenek. A przecież, na miłość Boską!, Arthur dzięki swojemu przyjacielowi potrafił powiedzieć po polsku tylko kilka słów i większość z nich spokrewniona była ze słynnym polskim słowem „kurwa", więc nie miał zielonego pojęcia, w jaki sposób mógł śpiewać polskie biesiadne hity. I jakoś nie chciał się dowiedzieć. Ale nie zamierzał opowiadać o tym wszystkim temu Francuzowi.

Francis uśmiechnął się szerzej, widząc zawstydzenie Arthura i schylił się, by podnieść upuszczoną przez Anglika książkę.

- „Poskromienie złośnicy"? - przeczytał na głos tytuł i oddał tomik Arthurowi. Nie czekając na reakcję Arthura, dodał. - To pierwsza sztuka, w której grałem. Byłem Petruchio.

- Jesteś aktorem? - spytał Anglik, przyglądając się Francisowi. Musiał przyznać, że Francuz wyglądał jak jakaś gwiazda filmowa i wydawało się, że błyszczał, prawie jak ten wampir Edward w słoneczny dzień. Swoją droga, Arthur nie rozumiał, dlaczego ten „Zmierzch" zdobył taką sławę. Anglik z ciekawości przeczytał wszystkie cztery tomy i ze zdziwieniem uznał, że to zwykły romans dla nastolatek z dodatkiem błyszczącym wampirów. Coś, co się przyjemnie czytało, a po przeczytaniu po prostu można było o tym zapomnieć.

- Nie jestem. Można powiedzieć, że teatr był moim hobby – stwierdził ponuro Francis i miał ochotę uderzyć się za poruszanie tego tematu. Przegrane marzenia nie są w końcu zbyt dobrym tematem. Zmienił kierunek rozmowy. - Nie spodziewałem się spotkać ciebie w takim miejscu – stwierdził szczerze.

- W takim miejscu? - Arthur spojrzał na niego zdziwiony, a następnie rozejrzał się zastanawiając, co jest z tym miejscem nie tak.

- W antykwariacie – wyjaśnił Francuz. - Nie wydawałeś się zbyt oczytany. Wydałeś mi się raczej awanturniczym punkiem, który lubi za dużo wypić – wyznał szczerze, gryząc się w język, by nie dodać „i uroczo przy tym wyglądać".

- Ach tak, bo punk nie może czytać! - Anglik groźnie zmarszczył brwi i skrzyżował ramiona na piersi. - Uważaj, co mówisz, żabo!

Francis uśmiechnął się szerzej rozbrojony, widząc, jak ten nowo poznany Anglik piekli się w tak słodki sposób. Teraz rozumiał, dlaczego Antonio zawsze rozczula się, gdy Lovino się złości. Te roziskrzone zielone oczy i rumieniec są tak urocze! Francis pragnął dokuczyć mu jeszcze bardziej i zobaczyć, jak twarz Anglika stanie się jeszcze bardziej czerwona, ale powstrzymał się. Jeśli chce, by ta znajomość trwała choć chwilę dłużej, to musi się powstrzymać. W przeciwnym razie wydawało się, że Anglik nie będzie miał oporów przed odwróceniem się i odejściem, przeklinając głośno dzień, w którym Bóg stworzył Francuzów.

- Pardon – powiedział pojednawczo. - Nie chciałem cię urazić, pozory najwyraźniej mylą. Może w ramach przeprosin wybierzemy się do kawiarni? - zaproponował Francis. A później, po kilku słodkich słówkach zabiorę cię do hotelu i spędzisz ze mną noc swojego życia. A nad ranem zostawię cię, proponując seks od czasu do czasu, jeśli okażesz się dość dobry – pomyślał.

Arthur zamrugał, zmieszany. Najpierw go obraża, a teraz zaprasza do kawiarni? Zerknął na zegar wiszący na ścianie, by zobaczyć, ile czasu mu zostało i rozczarowany stwierdził, że musi już iść do pracy.
- Nawet jeśli bym chciał, to nie mogę, za 10 minut zaczynam pracę – odpowiedział. - Raczej muszę już iść.

- Wielka szkoda, miło było ponownie cię spotkać, Arthur – stwierdził Francis, ściskając dłoń Arthura. Po chwili Francis odwrócił się i powędrował do regału z literaturą przetłumaczoną na francuski, a Arthur z nową książką w plecaku modlił się, by nie spóźnić się do pracy. Nienawidził się spóźniać.

Gilbert, gdy w jego żyłach nie krążył alkohol, nie był tak beztroski w kwestii dzwonienia do swojego przygodnego kochanka. Jeśli chciał, by jego plan wypalił, musiał sobie wszystko dobrze zaplanować. Stworzyć prawdziwy plan. Od A do Z. W końcu na coś przydadzą się te wszystkie obejrzane filmy i gry, w które namiętnie grywa. Albinos włączył Tekken'a na swoim PlayStation. Wiedział, że ta gra nie ma zbyt wiele wspólnego ze strategią, ale równanie przeciwników z ziemią zawsze pomagał mu myśleć. Walka rozpoczęła się.

Po 10 wygranych pojedynkach i 4 przegranych, Gilbert zdecydował się, co zrobi. Napisze do niego! W końcu zawsze łatwiej odpowiedzieć na sms'a, niż prowadzić rozmowę przez telefon. Prusak postanowił, że da lekkie fory Feliksowi. Złapał za komórkę i włączył edytor nowej wiadomości tekstowej. Co by tu napisać?

W takiej pozycji piętnaście minut później znalazł go wychodzący z kuchni Francis.
- Z kim tak namiętnie romansujesz przez telefon? - spytał z uśmiechem, zdejmując fartuch, który miał na sobie. Najwyraźniej wcześniej coś gotował albo piekł. I jeśli wierzyć słodkim zapachom pochodzącym z kuchni, to właśnie druga opcja jest bardziej prawdopodobna. Gdy po chwili albinos nie odpowiedział, ani nawet nie zmienił swojej pozycji, Francis powtórzył głośniej. - Do kogo tak męczysz się z wiadomością, Gilbert?

Prusak potrząsnął głową i trochę nieprzytomnym wzrokiem spojrzał na Francuza.
- Do Feliksa – westchnął. Nie ważne, jak długo siedział, nie wiedział, jak ma zacząć. Co go irytowało, bo nie pasowało do niego siedzenie i rozmyślanie tak długo nad jedną sprawą. Tylko jakoś nie mógł się zdecydować, co napisać.

- Wyglądasz jak zakochany idiota, kiedy siedzisz nad tym telefonem – poinformował go Francis, siadając obok niego i zabierając pada. Chociaż nie przepadał za sprzętem elektronicznym, który uwielbiał się w jego towarzystwie psuć, to grać w gry lubił. Włączył pojedynek.
- Z nas trzech, to ty wyglądasz jak idiota, a Tonio jak zakochany – odburknął Gilbert, łapiąc za drugiego pada. - Włącz dla dwóch.
Francis posłusznie przerwał swój pojedynek z komputerem (z resztą, i tak przegrywał) i przeszedł do menu.
Przy wyborze postaci, Francis wybrał sobie blondyna, nazywającego się Steve Fox, podczas gdy Gilbert postanowił walczyć skąpo ubraną Christie Monteiro. Walka rozpoczęła się. Prusak, który grał lepiej niż Francis, nie miał problemów z wygraniem pierwszej części walki.
- Ha, Franny, nawet dziewczyna cię pokonała! - wykrzyknął zadowolony Gilbert. - Nie pokonasz zagilbistego mnie, nawet gdy jestem dziewczyną.
- Bo nie chcesz dać mi szansy na kontratak – mruknął Francis, niezbyt przejmując się przegraną. Nie pierwszy raz przegrywał, ale też nie było tak, by nigdy nie wygrywał. - No to co mu napiszesz? - zagaił.

- Nie wiem – odpowiedział Gilbert, znowu zaczynając nad tym myśleć. Moment ten wykorzystał Francis na wyprowadzenie ataku. Prusak przegrał drugą część walki. - To nieuczciwe! Rozkojarzyłeś mnie!

- W miłości i na wojnie wszystko jest dozwolone – stwierdził Francis. - A ty powinieneś mu napisać, że tęsknisz za nim i nie potrafisz o nim zapomnieć. To działa na każdego.
- Nie będę pisać takich bzdur! Wyszedłbym na niezagilbistą ciotę. - Panienka Gilberta rozłożyła na łopatki Steve'a Francisa. - A masz! To za trafione rady!
Francis spojrzał na przyjaciela, udając urażenie.
- Moje rady nie są nietrafione. Już kilka razy udało mi się tym sposobem kogoś przelecieć. I zwróć uwagę, że to ja przeleciałem ich, a nie oni mnie. Gdybym sprawiał przez to wrażenie cioty, byłoby odwrotnie.
- Pewnie – powiedział Gilbert nieobecnie. Wiedział już, co napisać. Prawdę! – Zresztą, to nie ty wyglądałeś w szkole jak dziewczyna – zadrwił.
- Co nie przeszkodziło mi w byciu obiektem westchnień każdej dziewczyny. I to ze mną po raz pierwszy przespała się Katiusza – powiedział, wspominając o miłej dziewczynie z największymi piersiami w szkole.

- Teraz ja pokonam ciebie, Franny – zawołał wchodzący do pokoju Antonio, mający na sobie koszulkę z napisem „Zostań moim pomidorkiem". Francis jęknął. Czy wszyscy uważali, że mogą go bez trudu pokonać w każdej grze? Gilbert bez słowa oddał pada Hiszpanowi i wrócił do telefonu.

„Tu najzagilbistrzy Gilbert. Na pewno chcesz się ze mną znowu spotkać."
Oto kolejny rozdział hostów... Trochę długo kazałam Wam na niego czekać, przepraszam. Ale brak czasu i weny zabija.

Rozdział betowała nieoceniona Kot Kapral :iconkot-kapral:

Możecie obejrzeć także art mojego autorstwa do tego rozdziału [link]

Dziękuję Wam za wszystkie komentarze, favy wsparcie i wogóle, jesteście wielcy :tighthug:
© 2013 - 2024 namelessyuki
Comments31
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Wiem że ty i beta macie ciekawsze sprawy na głowie, ale mogę wiedzieć kiedy będzie kolejny rozdział?

A tak w ogóle, to nieładnie zmuszać ninja do ujawniania się ^^